SAAG Collective

Nie chcę niczego tłumaczyć. Chcę, żeby ktoś to poczuł – taka lub podobna myśl mogłaby być nieoficjalnym mottem wystawy Gabrieli Kurnyty, pt.  Życie Karpia. Debiutancka wystawa artystki została zrealizowana w ramach projektu Rzeszowskiego Inkubatora Kultury Moja pierwsza galeriaŻycie karpia to zdecydowanie nie jest łatwa propozycja, ale zdecydowanie jest potrzebna.

Gabriela Kurnyta wraz z kuratorką wystawy Adrianną Gajdziszewską, w przestrzeni Rzeszowskiego Inkubatora Kultury wprowadzają szczególny nastrój.  Z jednej strony kameralny i introspektywny, z drugiej otwarty na cielesność i absurd, a przy tym jednocześnie gęsty emocjonalnie. Tytułowe życie karpia ma swoją genezę w idiomie, funkcjonującym w rodzinie artystki. Pozornie bezsensowne wyrażenie (bo w końcu kto z nas regularnie zastanawia się nad tym, jak wygląda życie karpia?) określa stan zawieszenia, gdzieś pomiędzy dniem i nocą, gdzieś pomiędzy zmęczeniem i oczekiwaniem na sen, gdzieś pomiędzy spójnością i jej utratą. Życie karpia jest konkretnym momentem umieszczonym na linii czasu, nie zaś rozciągliwym spektrum. To jedna konkretna chwila, w której świat staje się płynny, odbierany i stwarzany intuicyjnie, podatny na absurd i ironię. To jedna konkretna chwila, w której można wyłączyć intelektualne narzędzia poznawcze i skupić się na doświadczaniu. Ten właśnie moment starają się uchwycić i pokazać artystka Gabriela Kurnyta i kuratorka Adrianna Gajdziszewska.

zdjęcie-74

  Wystawę otwiera wypełniona ziemią, błotem, wodą oraz roślinami wanna, do której wpada przybity do ściany wydrukowany na tkaninie tekst. Ten sprawny zabieg kuratorski wprowadza odbiorców w to, czego mogą oczekiwać później. Ci, którzy spodziewają się karpia i jego wizualnej reprezentacji mogą być rozczarowani, ponieważ w dalszej części wystawy karp jest reprezentowany przez stan psychofizyczny: bierny, zanurzony, przeciążony bodźcami, pogodzony z własnym, nieuchronnym losem.

Starsi odbiorcy niewątpliwie z nutką sentymentu spojrzą na wysłużoną wannę znaną ze swojego dzieciństwa, młodsi mogą być raczej zaskoczeni. Dzięki temu obiektowi odbiorca już od samego progu wprowadzany jest w stan, który powinien zapamiętać po opuszczeniu wystawy, ponieważ ta wystawa nie aspiruje do bycia zapamiętaną jako obraz, ale właśnie jako doświadczenie.

W głównej przestrzeni znajdziemy pełen wachlarz poszukiwań młodej artystki, studentki krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych – mamy rysunki, grafiki, obrazy, formy przestrzenne i obiektowe. Widać chęć pokazania wielu różnych dzieł i zaprezentowania szerokiego spektrum wykorzystanych środków formalnych. To naturalne przy pierwszej indywidualnej wystawie, że po prostu chce się wyczerpać poruszaną problematykę. Na szczęście, realizowany przez RIK projekt zakłada współpracę debiutującej artystki z doświadczoną kuratorką. Dzięki niej ta wystawa nie jest przegadana w sposób, niepozostawiający odbiorcom nic do własnej interpretacji.

Spora, ale wciąż nie przytłaczająca liczba artefaktów w głównej części wystawienniczej wciąga odbiorcę w stan graniczny pomiędzy nasyceniem a lekkim przesyceniem. Duże wrażenie robi instalacja umieszczona w centrum tej przestrzeni. Na dywan wysypano ziemię, a z sufitu zwisa półprzezroczysty, podobny do firany materiał, układający się w kształt walca, zachęcający do wejścia do wnętrza, w którym znajdują się szkicowniki Gabrieli Kurnyty. To ciekawy zabieg, dzięki któremu odbiorca w bezpiecznym dla siebie otoczeniu może zmierzyć się z dość jednak intymnym zapisem myśli, jakim dla każdego artysty jest jego szkicownik. Inne obiekty również zachęcają do fizycznego wniknięcia w nie. Twarzopodobne maski umieszczone na wysokości głowy odbiorcy umożliwiają spojrzenie na zastaną sytuację przez pryzmat artefaktu, znajdującego się na wystawie. A przy tym samej wystawie dodają sznytu instagramowości.

Prace Kurnyty cechuje przede wszystkim ich ładunek emocjonalny, a sam sposób aranżacji podkreśla to, co odnajdujemy w tekście kuratorskim: zamiast klarowności – szum zamiast przejrzystości – gęstość. Figuratywność w pracach Kurnyty jest niestabilna: rozmyta, wykrzywiona, przetworzona, zdeformowana. Wszystko, co przedstawia artystka jest jakby „po przejściach” – przeciążone, zmęczone, przerysowane. Znajduje się właśnie w tym tytułowym punkcie określanym jako życie karpia.

Szczególnie dobrze widoczne jest to w instalacji, która najbardziej mnie ujęła. Powieszone na ścianie stadium poduszki po jej błogim wysiadywaniu. Poduszce dorobiono ręce i nogi, a następnie przytwierdzono ją do ściany, odbierając jej zarówno możliwość bycia poduszką, jak i nadaną jej dzięki kończynom możliwość ruchu. Jednocześnie poduszka wydaje z siebie dźwięk, głosem matki artystki, mówiąc coś podobnego do „hyppytyynytyydytys”, co z fińskiego można (nieoficjalnie) przetłumaczyć jako „satysfakcja ze skakania po poduszce”. W przypadku instalacji Kurnyty odczytałem to raczej jako absurd błogostanu, dodatkowo podkreślany swoim dźwiękonaśladowczym potencjałem niż semantycznym komunikatem.

            Wspomniane we wstępie płynność świata, jego intuicyjne stwarzanie i odbiór, absurd i groteska – czyli ten właśnie stan życia karpia, bardzo dobrze uzupełniają rozważania Gabrieli Kurnyty na temat własnych prac. Próżno szukać długich opisów prac i dobrze, że ich nie ma – Życie karpia to raczej wystawa, która się dzieje, niż którą się ogląda. Krótkie, odnalezione przeze mnie notki, np. „Stadium poduszki tuż po jej błogim wysiadywaniu”, „Graficzki przyjemniaczki, ponieważ bardzo lubię pieski” czy „Retrospekcja mojego poczucia termicznego w lecie” dobrze uzupełniają pracę i podkreślają, że pomimo młodego wieku artystki, odbiorca otrzymuje zaproszenie do niezwykle osobistego świata, opowiedzianego w dojrzały, a dzięki opiece kuratorskiej formalnie przemyślany, sposób. Jak widać, artystyczny debiut może być spójną, choć lekko niepokorną, a przy tym cieleśnie odbieraną, wartą uwagi propozycją. Nie tylko wartą uwagi, ale też wartą doświadczenia.

Kuba Maciejczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *